Dzień 4. Ronne
Wtorek, 17 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Dzisiaj zamierzamy poznać stolicę wyspy Ronne. Od rana intensywnie leje, więc czekamy na przejaśnienie. Wyjeżdżamy dopiero w południe, stawiając na rekreację, i to jest doskonały pomysł, bo mamy trzy awarie: dwie gumy (Paweł, Ewa) i pękniętą szprychę (Przemek).
Pierwszy postój wypada w miasteczku Vestermarie, skąd udajemy się na północny zachód do Nyker, by zwiedzić najmniejszy okrągły kościółek Bornholmu i przyjrzeć się bliżej jednemu z kamieni runicznych. Nasyceni nowymi wrażeniami ruszamy ścieżką rowerową wprost do Ronne. W porcie zatrzymujemy się na kamiennym cyplu, który okazuje się być przystanią dla jachtów. I tu niespodzianka – spotykamy załogę polskiego jachtu i ucinamy sobie miłą pogawędkę z brzuchatym wilkiem morskim.
Po uzupełnieniu zapasów żywności w Netto wspinamy się wąskimi i krętymi uliczkami na stare miasto. Bez reszty poddajemy się urokowi kolorowych parterowych domków, które są tak wypielęgnowane, jakby dopiero co ktoś je pomalował. Krążymy wśród zwartej zabudowy, zachwycając się czystością zaułków – zresztą nie jest to cecha samej starówki. Śmiało można powiedzieć, że cały Bornholm to kraina wszechobecnego porządku i spokoju! Jak oni to robią, że nigdzie nie walają się papiery, plastiki czy inne świństwo? Śmieci nie uświadczysz ani wzdłuż ścieżek rowerowych, ani na polu namiotowym, ani w lesie, ani w wiejskim gospodarstwie! Stodoły czy obory w mijanych wioskach też lśnią bielą świeżo malowanych ścian, a w typowym obejściu zawsze widać piękne kwiaty i wystrzyżone trawniki. Wśród domków starego Ronne odnajdujemy najmniejszy (metraż jak dla hobbitów) z niebieskimi drzwiami – wiodą do niego trzy drewniane schodki, na których pozujemy do zdjęć.
Jest jeszcze jedna niespodzianka – spotkanie z Polką, pracownikiem Bornholms Museum, która chętnie opowiada o specyfice wyspy, zabytkach i osobliwościach tej krainy.
Stara się też obalić stereotypy na temat mentalności tutejszych ludzi i chyba ma rację, bo ostatecznie większość mieszkańców po prostu zajmuje się swoją pracą, a ci, z którymi przyszło nam się zetknąć, wcale nie są tacy zimni i zamknięci na przybyszów, jakby się wydawało. Opuszczając stolicę, podążamy cykelvej 10 wzdłuż lotniska do Arnager – tu spędzamy sporo czasu nad Bałtykiem, spacerujemy po molo i naprawiamy rowery. Niestety, pojazd Przemka ma poważny defekt i wymaga specjalnego serwisu, więc cyklista mimo brakującej szprychy musi dojechać do bazy. Przed nami jeszcze droga na południe do Nylars. Tym razem podziwiamy kolejną rotundę nie tylko od zewnątrz, ale i w środku, na wyższym piętrze, które podobno dawniej pełniło funkcję magazynu na zboże. Widać tu wyraźnie specyfikę konstrukcji kościółka, którego stropy opierają się na potężnej kolumnie w centrum koła. Jak zwykle podoba nam się też zadbany przykościelny cmentarz – nagrobki są bardzo skromne, najczęściej jest to prosty kamień z napisem.
Przez Lobaek i Vestermarie wracamy do Gulhave. Trochę mży, a my myślimy tylko o ciepłej zupce i herbacie.

Paweł łapie gumę© rogerbike

Port w Ronne© rogerbike

Najmniejszy domek© rogerbike

Pani Maria przewodnik po Muzeum Bornholmu© rogerbike

Kościół w Nylars© rogerbike
Dane wycieczki:
Km: | 39.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj