Wpisy archiwalne w kategorii
2010 Bornholm
Dystans całkowity: | 288.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 48.00 km |
Więcej statystyk |
Dzień 7-8. Ekkodalen
Piątek, 20 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Od rana zwijamy namioty, pakujemy manatki i szykujemy się do wyjazdu. 
Opuszczając Gulhave, postanawiamy złożyć wizytę naszym gospodarzom (logo na ścianie domu). Jak zwykle mamy towarzystwo kociaków, które kręcą się pod nogami. Ozdobą podwórka jest fantastyczna maciora z prosiakiem – wdzięczny obiekt fotograficzny, a otoczenie, jak to na Bornholmie, zadbane i miłe dla oka. Pora się pożegnać… Cykelvej 22 jedziemy w stronę Ekkodalen. Znaczną część szlaku do Doliny Echa trzeba pokonać pieszo, więc podążamy wąskimi ścieżkami wśród skał, by na koniec zejść stromymi stopniami w dół i znaleźć się na soczyście zielonej murawie. Widok pionowych granitowych urwisk (mają kilkanaście metrów wysokości) to miła nagroda za trudy wędrówki, ale główną atrakcją są rzecz jasna walory akustyczne doliny. Na pagórku stoi pomnik duńskiego duchownego P. Ch. Trandberga, a nieopodal znajduje się niewielkie źródełko. 

My jednak musimy już śpieszyć do objuczonych rowerów i pedałować w kierunku Nexo. Całe szczęście, że mamy sporą rezerwę czasową – przydaje się, gdy Ewa łapie gumę i konieczny jest dłuższy postój. Nasz zespół serwisowy nieśpiesznie przystępuje do pracy, a pozostali wykorzystują okazję, żeby wyłożyć się na trawie i utrwalić opaleniznę. Grzyby rosną tu w zasięgu ręki, np. dorodne kozaki, które potem chcemy podarować niemieckim turystom. Ale oni takich nie biorą, zbierają jedynie kurki… Przez Klinteby mkniemy do położonego w dole Nexo. Nasz katamaran „Jantar” już czeka na przystani. Mamy jeszcze czas na zakupy i skromny posiłek nad brzegiem morza. Tutaj też gruntownie, tzn. na wszelkie możliwe sposoby, przygotowujemy się do rejsu: najwrażliwsi łykają tabletki i plastrują pępki – co tam! Każdy sposób jest dobry, byleby wygrać starcie z Neptunem! Na pokładzie docierają do nas krzepiące wieści, że kumulacja morskich atrakcji odbyła się wczoraj. I rzeczywiście, podróż mija wyjątkowo spokojnie.

W Kołobrzegu jesteśmy o 23.00 i po przytroczeniu sakw zmierzamy na dworzec PKP. Mamy już bilety i zajmujemy wygodne miejsca w nowoczesnej poczekalni. Niestety, dociera do nas szokująca wiadomość, że od 23.30 do 3.26 musimy koczować na cuchnącym, swojsko zaśmieconym i obskurnym peronie, bo poczekalnia jest zamykana!!! Oczywiście niedostępna jest także toaleta… Szkoda mówić, to naprawdę INNY ŚWIAT! Żegnaj Bornholmie! Dalsza podróż do domu przebiega już bez przykrych niespodzianek - sprawnie przerzucamy rowery z jednego pociągu do drugiego i nawet udaje nam się zjeść śniadanie w barze przy dworcu w Kostrzynie.
Teraz możemy tylko powspominać minione przygody… Jednego jesteśmy pewni – warto wrócić na Bornholm i zwiedzić to, co nam umknęło lub czego, z przyczyn od nas niezależnych, nie mogliśmy podziwiać (jaskinie, muzea, wyspę Christianso czy Święte Skały). Tak czy inaczej, ta piękna kraina to lekcja obowiązkowa dla każdego miłośnika dwóch kółek!

Zwijamy obóz© rogerbike

Gulhave zostanie w naszej pamięci ...© rogerbike

Dolina Echa© rogerbike

Mkniemy szutrowym szlakiem© rogerbike

Pech...Czasem się zdarza...© rogerbike

Jeszcze tylko chwila i już na pokładzie© rogerbike

Tak rowery trafiają na polład© rogerbike
W Kołobrzegu jesteśmy o 23.00 i po przytroczeniu sakw zmierzamy na dworzec PKP. Mamy już bilety i zajmujemy wygodne miejsca w nowoczesnej poczekalni. Niestety, dociera do nas szokująca wiadomość, że od 23.30 do 3.26 musimy koczować na cuchnącym, swojsko zaśmieconym i obskurnym peronie, bo poczekalnia jest zamykana!!! Oczywiście niedostępna jest także toaleta… Szkoda mówić, to naprawdę INNY ŚWIAT! Żegnaj Bornholmie! Dalsza podróż do domu przebiega już bez przykrych niespodzianek - sprawnie przerzucamy rowery z jednego pociągu do drugiego i nawet udaje nam się zjeść śniadanie w barze przy dworcu w Kostrzynie.

Prawie w domu© rogerbike
Teraz możemy tylko powspominać minione przygody… Jednego jesteśmy pewni – warto wrócić na Bornholm i zwiedzić to, co nam umknęło lub czego, z przyczyn od nas niezależnych, nie mogliśmy podziwiać (jaskinie, muzea, wyspę Christianso czy Święte Skały). Tak czy inaczej, ta piękna kraina to lekcja obowiązkowa dla każdego miłośnika dwóch kółek!
Dane wycieczki:
Km: | 30.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Dzień 6. Sose Odde
Czwartek, 19 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
A może by tak na plażę? Słońce przebija się przez chmury i jest zdecydowanie cieplej niż wczoraj. Padają też inne propozycje: Muzeum Motyli w Nexo, Borholms Automobilmuseum w Aakirkeby. Ostatecznie Wojtek rusza na spotkanie z motylami, a reszta jedzie do Aakirkeby.
To dzień jarmarku, więc na ryneczku spory tłum ludzi. Szokuje nas zawartość straganów - oprócz interesujących staroci pełno tu rozmaitego dziadostwa, na które u nas nikt by nie spojrzał! Pewnie w niejednej piwnicy można odnaleźć podobne rupiecie, np. emaliowane, poobijane gary… Ale atmosfera jest wspaniała, a w oczekiwaniu na Andrzeja i Przemka, którzy zwiedzają Muzeum Pojazdów, zajadamy pyszne ciastka z miejscowej cukierni. Spacerując po mieście, przyglądamy się z uwagą różnym ciekawostkom, np. pomysłowym parkingom dla rowerów czy prostemu bagażnikowi z tyłu autobusu – w tym kraju cykliści wiedzą, że żyją!
Wkrótce słuchamy relacji z muzeum 


, po czym pedałujemy przez Lobaek do Sose Ode na południowe wybrzeże wyspy. Po drodze mijamy piękne domki kryte strzechą, co ponoć świadczy raczej o zamożności gospodarzy niż o ubóstwie. Wreszcie odnajdujemy drogę do punktu widokowego. Nie wytrzymujemy jednak zbyt długo na tym wygwizdowie, mimo że miejsce jest niezwykłe.
Jeszcze tylko fotki z kotwicą i już nas gna na wschód, do niewielkiego Boderne, gdzie trafiamy na doskonałą plażę. Zanim jednak wyłożymy się na piasku, gawędzimy z napotkanym rodakiem o urokach wczasowania na Bornholmie. Kolejny raz wręcz onieśmiela nas nieskazitelna czystość parkingowej toalety – takie są tu standardy! Żadnych napisów, papier, woda i zawsze bezpłatny wstęp – to podstawa. Na plaży tylko chwilę leniuchujemy w cieniu okazałych dzikich róż, bo nie ma to jak aktywny wypoczynek!
Paweł organizuje zawody w skoku w dal i bawimy się jak dzieciaki. Na piasku powstaje napis RZEPIN i orzełek – to robota Ewy. Szkoda, że musimy już wracać! Jeszcze tylko Netto w Aakirkeby i pedałujemy do bazy.


Czy nie można by tak u nas?© rogerbike

Tandem HAMLET 1912 r.© rogerbike

B.F.C Knallert - 1951 r. (DANIA)© rogerbike

B.F.C TYPE 2 - 1951 r.© rogerbike

MOSQUITO - 1952 r. (WŁOCHY)© rogerbike


Dane wycieczki:
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Dzień 5. Hammeren
Środa, 18 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Kolejny dzień wyprawy nie zapowiada się dobrze. Poprzedniego wieczoru gospodarz wpada do nas z wydrukiem prognozy pogody, z którego wynika, że będzie solidnie wiało, a opady raczej się nasilą. Trudno! Jak mawia Paweł: „Nie dla kolarza dziewczyny i plaża…” – trzeba rwać na północ, na najciekawsze miejsce na wyspie - półwysep Hammeren. Liczymy też na rowerowy sklep czy serwis, bo trzeba naprawić rower Przemka. Szkoda tylko, że nad głowami kłębią się czarne chmurzyska… W miarę szybko mijamy Tingsted i Skarpeskade, lecz nie docieramy do miasteczka Klemensker . Już nie siąpi, a leje i nawet pelerynki na nic się zdają. Udaje nam się schronić w bramie mijanego gospodarstwa wiejskiego i przeczekać istne oberwanie chmury. Jest przestronnie i sucho, a na dodatek po chwili przychodzą do nas sympatyczne małe kotki. Andrzej wspomina, że w Anglii gospodarz z pewnością wyprosiłby turystów ze swego obejścia, bo to przecież teren prywatny – na szczęście mieszkanka tej posesji ma zupełnie inne zamiary: nie tylko miło nas wita, ale też wynosi kilka składanych krzeseł i zamienia parę zdań. Mija ponad pół godziny i mkniemy dalej, chcąc poznać najwyższą z czterech bornholmskich rotund w Olsker (charakterystyczne drzewo przed świątynią!).
Pogoda nie zachęca do dłuższego spaceru wokół zabytku, więc pedałujemy do nadmorskiej miejscowości Allinge-Sandvig (dwa miasta w jednym). Zatrzymujemy się na dłużej na ryneczku obok XVI-wiecznego kościoła. Jego wnętrze bardzo nam się podoba, ale uwagę przykuwa wspaniała rzeźba tuż obok świątyni – postać siedzącej kobiety ze skrzydłami zamiast ramion, skrzydła są opuszczone w jakimś bezradnym geście… Czyżby alegoria Dobroci? Nasi serwisanci nie są tak entuzjastyczni w ocenie Allinge – w miejscowym sklepie i warsztacie zarazem spotkali się z wyraźną niechęcią obsługi i ostatecznie musieli wyprosić odpowiednie narzędzia, by pod okiem „specjalisty” naprawić defekt. To był jedyny zgrzyt podczas całej naszej wyprawy na Bornholm. Gdy docieramy do Hammeren, okazuje się, że na północny przylądek wiedzie piesza trasa turystyczna, więc zostawiamy rowery na parkingu i maszerujemy niemal górską ścieżką wśród wrzosów i jałowców, mając po prawej stronie skaliste wybrzeże Bałtyku.
Wkrótce jesteśmy na Hammer Ode, gdzie robimy fotki przy kotwicy, armacie i latarni morskiej.
Chociaż szlak prowadzi wokół półwyspu, musimy wracać szybko tą samą drogą. Znów napływają deszczowe chmury i potwornie wieje. Teraz chcemy dotrzeć do ruin potężnego zamku Hammershus. Od tej pory nieustannie towarzyszy nam deszcz i choć próbujemy przeczekać najgorszą nawałnicę, nic nie zapowiada odmiany. Ruiny największego w Skandynawii średniowiecznego zamku spowitego w ciemne chmury widzimy z daleka, ale nie wszyscy decydują się wspinać na szczyt granitowego wzgórza w strugach deszczu. Dalsza trasa ma posmak szkoły przetrwania.
Wicher szarpie peleryny, woda zalewa oczy, a my forsujemy zbocza górskie, nierzadko o nachyleniu < 24%. Czasem zatrzymujemy się na malowniczych urwiskach, by po chwili znów pędzić cykelvej do Hasle (przez Vang i Teglkas).
Niestety, zwiedzanie miasta jest niemożliwe, na dodatek robi się późno, a do domu daleko… Rezygnujemy ze ścieżki i głównymi drogami mkniemy do Vestermarie. Jeszcze tylko rzut oka na rotundę w Nyker, krótki odpoczynek i jesteśmy w naszym Gulhave.
Nadal pada, ale co tam! Już nam ciepło po gorącym natrysku, nawet kolację udaje się zjeść przy świeczkach w suchym baraku. Do jutra!

Rotunda w Olsker© rogerbike

Za plecani Allinge-Sandvig© rogerbike

Latarnia Hammer Odde© rogerbike

Zamek został zbudowany przez Duńczyków około 1255 roku. Jest największym tego typu obiektem w północnej Europie.© rogerbike

Hasle z porcikiem w tle© rogerbike

Nyker - kolejny z kościołów rotundowych na wyspie© rogerbike
Dane wycieczki:
Km: | 67.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Dzień 4. Ronne
Wtorek, 17 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Dzisiaj zamierzamy poznać stolicę wyspy Ronne. Od rana intensywnie leje, więc czekamy na przejaśnienie. Wyjeżdżamy dopiero w południe, stawiając na rekreację, i to jest doskonały pomysł, bo mamy trzy awarie: dwie gumy (Paweł, Ewa) i pękniętą szprychę (Przemek).
Pierwszy postój wypada w miasteczku Vestermarie, skąd udajemy się na północny zachód do Nyker, by zwiedzić najmniejszy okrągły kościółek Bornholmu i przyjrzeć się bliżej jednemu z kamieni runicznych. Nasyceni nowymi wrażeniami ruszamy ścieżką rowerową wprost do Ronne. W porcie zatrzymujemy się na kamiennym cyplu, który okazuje się być przystanią dla jachtów. I tu niespodzianka – spotykamy załogę polskiego jachtu i ucinamy sobie miłą pogawędkę z brzuchatym wilkiem morskim.
Po uzupełnieniu zapasów żywności w Netto wspinamy się wąskimi i krętymi uliczkami na stare miasto. Bez reszty poddajemy się urokowi kolorowych parterowych domków, które są tak wypielęgnowane, jakby dopiero co ktoś je pomalował. Krążymy wśród zwartej zabudowy, zachwycając się czystością zaułków – zresztą nie jest to cecha samej starówki. Śmiało można powiedzieć, że cały Bornholm to kraina wszechobecnego porządku i spokoju! Jak oni to robią, że nigdzie nie walają się papiery, plastiki czy inne świństwo? Śmieci nie uświadczysz ani wzdłuż ścieżek rowerowych, ani na polu namiotowym, ani w lesie, ani w wiejskim gospodarstwie! Stodoły czy obory w mijanych wioskach też lśnią bielą świeżo malowanych ścian, a w typowym obejściu zawsze widać piękne kwiaty i wystrzyżone trawniki. Wśród domków starego Ronne odnajdujemy najmniejszy (metraż jak dla hobbitów) z niebieskimi drzwiami – wiodą do niego trzy drewniane schodki, na których pozujemy do zdjęć.
Jest jeszcze jedna niespodzianka – spotkanie z Polką, pracownikiem Bornholms Museum, która chętnie opowiada o specyfice wyspy, zabytkach i osobliwościach tej krainy.
Stara się też obalić stereotypy na temat mentalności tutejszych ludzi i chyba ma rację, bo ostatecznie większość mieszkańców po prostu zajmuje się swoją pracą, a ci, z którymi przyszło nam się zetknąć, wcale nie są tacy zimni i zamknięci na przybyszów, jakby się wydawało. Opuszczając stolicę, podążamy cykelvej 10 wzdłuż lotniska do Arnager – tu spędzamy sporo czasu nad Bałtykiem, spacerujemy po molo i naprawiamy rowery. Niestety, pojazd Przemka ma poważny defekt i wymaga specjalnego serwisu, więc cyklista mimo brakującej szprychy musi dojechać do bazy. Przed nami jeszcze droga na południe do Nylars. Tym razem podziwiamy kolejną rotundę nie tylko od zewnątrz, ale i w środku, na wyższym piętrze, które podobno dawniej pełniło funkcję magazynu na zboże. Widać tu wyraźnie specyfikę konstrukcji kościółka, którego stropy opierają się na potężnej kolumnie w centrum koła. Jak zwykle podoba nam się też zadbany przykościelny cmentarz – nagrobki są bardzo skromne, najczęściej jest to prosty kamień z napisem.
Przez Lobaek i Vestermarie wracamy do Gulhave. Trochę mży, a my myślimy tylko o ciepłej zupce i herbacie.

Paweł łapie gumę© rogerbike

Port w Ronne© rogerbike

Najmniejszy domek© rogerbike

Pani Maria przewodnik po Muzeum Bornholmu© rogerbike

Kościół w Nylars© rogerbike
Dane wycieczki:
Km: | 39.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Dzień 3. Gudhjem
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Dzień zapowiada się wspaniale, więc ruszamy na dłuższą wyprawę. 
Najpierw las Almindingen, otoczony kamiennym murem – dzieło leśniczego H. Romera. Cykelvej 22 docieramy do pomnika twórcy tego zielonego kompleksu, a następnie wpadamy na teren obiektu rekreacyjnego Christianshoi. Nie możemy sobie odmówić przyjemności pobaraszkowania na huśtawkach i drewnianych samolotach… Po pewnym czasie jesteśmy już w rejonie Paradisbakkerne (Rajskie Wzgórza), mijamy ogromne głazy i malowniczą ścieżką przemierzamy doliny o niemal pionowych skalnych ścianach. Kierując się w stronę morza, z daleka dostrzegamy wspaniały zabytek w Arsdale – to ogromny wiatrak, biały „holender” z XIX wieku. Podziwiając obiekt, ulegamy też urokowi otoczenia. Przyjemnie jest wypić kawę przy stoliku w cieniu drzew, słuchać plusku przelewającej się wody i cieszyć oko widokiem osobliwej uprawy pomidorów (w workach z ziemią!). Nie wadzi nawet tłumek turystów, wszyscy są jacyś wyciszeni i sympatyczni.
Pora ruszać dalej, do Svaneke. W oddali widzimy stary drewniany wiatrak – wizytówkę tego niewielkiego miasteczka. Zaglądamy do portu i do sklepu naszej ulubionej sieci Netto rzecz jasna. Gdy docieramy do Bolshawn, coraz bliższy jest moment obejrzenia czegoś naprawdę wyjątkowego. Trzeba jednak poznać smak typowych dla Bornholmu górskich premii! Tak, tak – nie jest tu płasko, zwłaszcza gdy odbijamy od morza w głąb lądu… Kierujemy się do Louisenlund, największego skupiska menhirów (51), czyli pionowo ustawionych kamiennych głazów z IV wieku p.n.e. W tej niezwykłej scenerii odpoczywamy, sącząc ostatnie krople wody. Dziś też udaje się nam zobaczyć kamień runiczny pokryty najstarszym pismem ludów zamieszkujących północną Europę (słowo RUNA oznacza tajemnicę), podobno na wyspie zachowało się ich ponad czterdzieści.
Po dobrej godzinie pędzimy w dół. Mijając rozciągające się wokół łany zbóż, znów mamy przed sobą morze z białymi plamkami żagli – pyszny widok! Pedałujemy przez Randklove do położonego na stromym zboczu uroczego miasteczka Gudhjem – to już ostatni punkt naszej wycieczki na północno – wschodnie wybrzeże Bornholmu.
Pora wracać do Almindingen, a po drodze zobaczyć największy kościół – rotundę w Osterlars (z XII w.). Budowla jest faktycznie imponująca! Tutaj też co odważniejsi korzystają ze słynnej wody cmentarnej (ponoć krystalicznie czystej), żartujemy, że jeśli z prochami wikingów, zadziała jak dopalacze…
W Gulhave raczymy się prostym, ale ciepłym posiłkiem, zaliczamy po kolei prysznic i łapiemy oddech po bogatym w zdarzenia dniu. O zmierzchu składa nam wizytę miejscowy kot, ale dopiero nocą pole biwakowe ożywa naprawdę: między namiotami zaczynają buszować jeże, na które Przemek z Wojtkiem polują z aparatem.

Ekobike Team© rogerbike


Wiatrak w Arsdale© rogerbike

Dawne miejsce kultu© rogerbike

Kamienisty brzeg wyspy© rogerbike

Według lokalnych podań, opiekuńczym duszkiem wyspy jest mały i poczciwie wyglądający troll zwany Krølle Bølle.© rogerbike

Kościół w Osterlars© rogerbike
Dane wycieczki:
Km: | 73.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Dzień 2. Nexo - Aakirkeby - Gulhave
Niedziela, 15 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Pobudka o 5.15 to szok, ale musimy zdążyć zjeść szybkie śniadanie, uporządkować salę, spakować się i dotrzeć do portu na 6.30. Na miejscu czeka już katamaran „Jantar”, a my pełni wigoru zdejmujemy bagaże i obserwujemy zmyślny załadunek naszych stalowych rumaków. Odpływamy o 7.00, nie wiedząc, co nas spotka w czasie czterogodzinnej podróży morskiej. O, naiwni! Wszak Neptun musi otrzymać swoją daninę… Próbujemy dzielnie walczyć ze słabością, ale niektórzy muszą polec w tej nierównej walce.

Widok portu w Nexo budzi nadzieję, gotowi jesteśmy pedałować choćby i 100 km, byleby nie kołysało! Odbieramy rowery i ruszamy w kierunku bazy noclegowej w Gulhave na obrzeżu lasu Almindingen (centrum Bornholmu). Wybór trasy wzdłuż morza (południe wyspy) do Vester Somarken sprawia, że już po kilku kilometrach podziwiamy osobliwy widok: kamieniste wybrzeże i kolonię przeróżnego ptactwa. W Balka wspinamy się na wieżę widokową, a na jej stopniach pozujemy do grupowego zdjęcia.
Po chwili znów mkniemy ścieżką rowerową nr 10 ( po duńsku cykelvej).
Sporo czasu spędzamy w Aakirkeby, dawnej stolicy Bornholmu. Wypoczywamy na rynku Torvet, otoczonym małymi domkami. Pustawo tu, ale ciekawie i schludnie. W centrum urządzamy sesję fotograficzną przy pomniku gęsi, które podobno w przeszłości swym gęganiem ostrzegały mieszkańców miasta przed pożarami. Odlane z brązu rzeźby aż się proszą o pogłaskanie, pewnie dlatego tak lśnią w słońcu.
Opuszczamy miasto i przez Myreby docieramy do pola namiotowego w Gulhave. Rozbijamy się na górnym „pokładzie”, walcząc z silnym wiatrem, by po kilkunastu minutach odkryć dolny, czyli osłoniętą od wiatru, zupełnie pustą łączkę, na którą znosimy namioty i sprzęt. Część socjalna nie budzi zastrzeżeń – jest porządna toaleta, gorący prysznic (dodatkowo płatny) i zaplecze kuchenne, a wszystko to w jednym barakowozie.
Wieczorem odwiedza nas gospodarz, raczej towarzysko niż z obowiązku wyegzekwowania opłaty, daje nam mapkę i opowiada o pobliskich atrakcjach. Porozumiewamy się mieszaniną angielskiego i niemieckiego. Po spotkaniu postanawiamy nie śpieszyć się ze zmianą bazy – może zostaniemy tu do końca pobytu na wyspie?

Rowery na pokładzie© rogerbike

Katamaran "Jantar"© rogerbike
Widok portu w Nexo budzi nadzieję, gotowi jesteśmy pedałować choćby i 100 km, byleby nie kołysało! Odbieramy rowery i ruszamy w kierunku bazy noclegowej w Gulhave na obrzeżu lasu Almindingen (centrum Bornholmu). Wybór trasy wzdłuż morza (południe wyspy) do Vester Somarken sprawia, że już po kilku kilometrach podziwiamy osobliwy widok: kamieniste wybrzeże i kolonię przeróżnego ptactwa. W Balka wspinamy się na wieżę widokową, a na jej stopniach pozujemy do grupowego zdjęcia.

Wieżę widokową w Balka© rogerbike

Tak wyglądają szlaki na wyspie© rogerbike

Rynek w Aakirkeby© rogerbike

Dane wycieczki:
Km: | 37.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |
Dzień 1. Rzepin – Kołobrzeg (PKP)
Sobota, 14 sierpnia 2010 | dodano:24.03.2011Kategoria 2010 Bornholm
Około ósmej rano w strugach deszczu ładujemy nasze objuczone rowery do pociągu. Plan wygląda następująco: wysiadka w Szczecinie i w ciągu 10 minut błyskawiczny przerzut ludzi i sprzętu do kolejnego pojazdu (szynobus), zmierzającego w kierunku Kołobrzegu. Po krótkiej naradzie wybieramy jednak rozsądniejszy wariant i decydujemy się na inne miejsce przesiadki - Szczecin Port Centralny. Na szczęście nie trzeba opierać się o ścianę deszczu, na peronie stoi spora wiata, pod którą spokojnie wypatrujemy pociągu.
Wkrótce okazuje się, że szynobus, choć nowoczesny, nie jest zbyt pojemny, więc lokujemy się z trudnością, wzbudzając (o zgrozo!) niezadowolenie „prowadnicy”. Pewnie dlatego, że za przewóz rowerów zapłaciliśmy (zgodnie z wymogami) tylko po złotówce…
W Kołobrzegu ruszamy w okolice latarni morskiej, rzucamy okiem na zatłoczoną plażę, port i robimy parę fotek.
Mamy czas na przekąskę, pobieżne zwiedzanie miasta i kupno duńskich koron. Teraz pozostają tylko zakup prowiantu na niemal tydzień i nocleg w schronisku PTSM.

Szczecin Port Centralny© rogerbike
W Kołobrzegu ruszamy w okolice latarni morskiej, rzucamy okiem na zatłoczoną plażę, port i robimy parę fotek.

Pod latarnią© rogerbike

Dane wycieczki:
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Accent Shannon |